Jak ten czas szybko leci… to już cztery lata, a wydaje się, że było to tak niedawno… około 18 wieczorem, 13 lutego 2004, na przejeździe kolejowym w Rzezawie zginął Janusz Kulig, jeden z najlepszych polskich kierowców rajdowych, wielokrotny Mistrz oraz Wicemistrz Polski, Wicemistrz Europy, oraz Mistrz Słowacji w rajdach samochodowych.

“Pomyślałem sobie, że nie zabijamy się na rajdach, pędząc między drzewami 200 kilometrów na godzinę, tylko na zwykłych trasach. Polskich dróg nie ma co oznaczać czarnymi punktami. Za chwilę wejdziemy do Europy i wtedy Polska zostanie oznaczona, jako jeden wielki czarny punkt drogowy. Nikt z nas nie zdaje sobie sprawy, jak blisko ocieramy się o śmierć wsiadając do samochodu. To jest parę tysięcy ludzi odchodzących co roku, giniemy jak na wojnie, wariactwo.” – mówił tuż po tragedii Krzysztof Hołowczyc.

Warto pamiętać, że za tydzień,  20 lutego, mija 15 rocznica śmierci innego wielkiego kierowcy rajdowego - Mariana Bublewicza.