Takim tytułami straszą dzisiejszego ranka główne strony portali gazeta.pl, wp.pl czy onet.pl:

Hakerzy zaatakowali w piątkową noc publiczny serwer policji. Wykorzystali najprostszą i jedną z najskuteczniejszych metod – zaczęli masowo wysyłać z kilku komputerów sygnały do serwera. Ten się zatkał i strona na pewien czas zniknęła z sieci – czytamy w “Rzeczpospolitej” (…) Nieoficjalnie się mówi, że atak to zemsta za zamknięcie przez organy ścigania popularnej strony, z której można było pobrać napisy do filmów nielegalnie ściąganych z sieci – informuje dziennik.

Śmiech na sali, jakby to podsumował jeden z ulubieńców polskiego internetu. Oczywiście, nie można wykluczyć celowego ataku DDoS na serwery policji. Jednak wydaje mi się, że zdarzenie można wyjaśnić znacznie prościej.

Sytuacja swój początek miała 17 maja. Policja triumfalnie ogłosiła zamknięcie serwisu napisy.org oraz zatrzymanie 9 osób “trudniących się procederem tłumaczenia napisów do pirackich filmów”. W Internecie zawrzało. Natychmiast pojawiły się dziesiątki artykułów i komentarzy, relacjonujących zaistniałą sytuację, także zwracających uwagę na wątpliwości dotyczące zasadności całej tej policyjnej operacji. Wszystkie powoływały się na notatkę zamieszczoną na serwerze policyjnym. Biorąc pod uwagę powszechność informacji, oraz ilość polskich internautów, w większości żywo zainteresowanych tematem, już to oznacza kilkudziesięciokrotny wzrost obciążenia serwera, na który infrastruktura serwerowa Policji nie mogła być przygotowana. Co więcej, informacja o całym zdarzeniu została opublikowana w serwisie Digg.com, umożliwiającym dzielenie się ciekawymi informacjami wielomilionowej rzeszy użytkowników z całego świata. Informacja o zatrzymaniu była na tyle egzotyczna dla mieszkańców innych państw, iż szybko znalazła się na stronie głównej serwisu, stając się dostępna dla milionów użytkowników z całego świata. Powoduje to lawinowy wzrost ilości odwiedzin, zwany efektem Digg (lub od swojego poprzednika, efektem Slashdot) i w większości przypadków, kończy się szybkim zablokowaniem serwerów.

Z kolei ataki DDoS przeprowadzane są przez sieci botnetów, czyli grup komputerów zainfekowanych złośliwym oprogramowaniem, które pozwala twórcy na przejęcie zdalnej kontroli nad wszystkimi komputerami wchodzącymi w skład takiej sieci. Botnety wykorzystywane są przez przestępców do nielegalnych działań, takich jak rozsyłanie spamu, kradzieży poufnych informacji, czy właśnie ataków DoS lub DDoS. Do tych działań, z różnych powodów, botnety wykorzystają przeważnie wbudowane w siebie oprogramowanie. Dlatego też pewnych wskazówek dotyczących rzekomego ataku DDoS na serwery policji dostarcza serwis Alexa, monitorujący ruch na poszczególnych witrynach na podstawie danych zbieranych z wielu źródeł (na przykład toolbarów zainstalowanych w przeglądarkach niektórych użytkowników). Gdy piszę ten tekst, nie są dostępne dane z dnia wczorajszego, gdy miał mieć miejsce atak, jednak już 17 maja widać ogromny wzrost zainteresowania stroną polskiej policji:

Alexa Rank - policja.pl

Dysponując jedynie skąpymi informacjami znajdującymi się w prasowych artykułach, ciężko jest wysuwać jakieś dalej idące wnioski, jednakże warto zwrócić uwagę na pewne inne aspekty sprawy. Po pierwsze, śmiesznym uważam podawanie jako przyczyny zatrzymania trudnienia się procederem tłumaczenia napisów do pirackich filmów. Pomijając już kwestię znaczenia pojęcia “piracki film” – czyżby chodziło o zbliżającą się premierę kolejnej części filmu o przygodach kapitana Sparrowa, “Piraci z Karaibów“? Porównaniem, które nasuwa mi się w tym miejscu, jest ściganie właścicieli stacji benzynowych, bowiem przecież tankowane na nich paliwo może być wykorzystane do napędzania kradzionych samochodów. Z kolei o kompletnej ignorancji świadczy użycie w artykule terminu haker, oznaczającego w rzeczywistości osobę szukającą luk w systemach zabezpieczeń lub też, pierwotnie, osobę o bardzo wysokich umiejętnościach informatycznych. To bardzo chwytliwe i popularne ostatnim czasem w mediach określenie, dobitnie pokazuje zerowy poziom wiedzy osoby piszącej artykuł, a także powoduje uzasadnione wątpliwości co do rzetelność innych zawartych tamże informacji.

Smaczku całej sprawie dodaje także inna okoliczność. Jak podaje DI:

Na jeszcze jedną ciekawą sprawę zwrócił uwagę nasz czytelnik, posługujący się pseudonimem “Spostrzegawczy”. Otóż zauważył on, że policja – mimo, iż pomaga w chronieniu własności intelektualnej organizacjom związanym z wytwórniami filmowymi – to jednak sama narusza własność intelektualną innych twórców. Spostrzegawczy odnalazł przy jednej z ostatnich publikacji na stronie Policji obrazek będący z pewnością dziełem pochodnym od zdjęcia opublikowanego w Wikipedii na licencji GNU FDL. Obok obrazka na stronie Policji nie znaleźliśmy początkowo żadnej informacji na ten temat, choć licencja ta tego wymaga.

Obrazek zamieszczony na naszej stronie, rzeczywiście nie został opatrzony stosownym opisem – przyznał Urbański – Natychmiast zostało to zmienione. Dziękuje serdecznie za zwrócenie uwagi na ten błąd. Jest mi bardzo przykro i przepraszam za brak powołania się na treść licencji zezwalającej na jego użycie.

Cóż, chyba lepiej powstrzymam się od komentarza w tej kwestii… ;)