Tak, ta mała, jasna kropka na marsjańskim niebie, to nasza Ziemia.

Planeta Ziemia widziana z powierzchni Marsa - zdjęcie NASA

Ten malutki punkcik to cały nasz Świat, widoczny przecież tylko z powierzchni najbliżej nam planety – Marsa. Jak mała musi się wydawać Ziemia widoczna z powierzchni bardziej odległych planet, na przykład Saturna, lub Neptuna? Z odległości najbliższych nam gwiazd, jak Alfa Centauri (α Centaura), nie była by dostrzegalna nawet przez najsilniejsze teleskopy, którymi dysponujemy. A te odległości są przecież niczym, w porównaniu do skali Galaktyki, czy całego obserwowalnego Wszechświata. Żyjemy do prawdy na drobniutkim pyłku skalnej materii.

Dziś, 22 kwietnia, w dniu równonocy wiosennej (lub równonocy jesiennej, jeżeli masz szczęście mieszkać “do góry nogami” na południowej półkuli), po raz 40 w historii obchodzimy międzynarodowy “Dzień Ziemi”.

May there only be peaceful and cheerful Earth Days to come for our beautiful Spaceship Earth as it continues to spin and circle in frigid space with its warm and fragile cargo of animate life.

— Sekretarz Generalny ONZ U Thant, 21 marca 1971

Mimo, że sama idea święta jest bardzo szczytna, w praktyce niewiele z tego pozostaje. Zapewne większości nas, obchody Dnia Ziemi kojarzą się ze szkolnymi wycieczkami w poszukiwaniu śmieci porozrzucanych w okolicznych lasach lub parkach, lub telewizyjnymi relacjami z symbolicznych akcji sadzenia drzewek.

Ważne jest, byśmy dbali na co dzień o nasz Mały Świat. Nie chodzi tutaj o kwestię tak zwanego globalnego ocieplenia, w hipotezę którego po ostatniej zimie większość osób zmieniła swoje przekonania – a o którym pisałem już kilka lat temu. Problemem jest ogromny wzrost zanieczyszczeń atmosfery, wody oraz powierzchni Ziemi. W roku 1987 została odkryta ogromna, dryfująca wyspa śmieci – głownie plastików – tworzona przez prądy morskie na środku oceanu Pacyficznego. Jej powierzchnia szacowana jest na 700.000 kilometrów kwadratowych i składa się prawdopodobnie z 3,5 miliona ton odpadów. Nie mamy żadnych skrupułów co do tego, co, i w jakich ilościach, wyrzucamy do mórz. Plastiki, toksyczne odpady przemysłowe, a nawet substancje promieniotwórcze porzucane w morzach, dostają się do naturalnego łańcucha pokarmowego, a tym samym – prędzej czy później – w końcu trafiają na nasze stoły. Można pomyśleć, że ten problem nas nie dotyczy – w końcu co ma wspólnego środowisko w którym rozwija się fitoplankton 17 tysięcy kilometrów stąd – z naszym zdrowiem? W dzisiejszych czasach globalnej gospodarki, bardzo wiele. Całkiem możliwe, że ryba którą wczoraj jedliśmy w restauracji, niedawno pływała w chińskiej rzece, a kurczak którego kupiliśmy na obiad w sklepie za rogiem, jeszcze tydzień temu skubał trawę na jednej z amerykańskich ferm. Zresztą dlaczego by szukać daleko – jak można dowiedzieć się z ostatniego numeru National Geographic – Warszawa to jedyna europejska stolica, która swoje ścieki spuszcza bezpośrednio do rzeki – a podobno to XXI wiek…

Podobnie wygląda sprawa rosnącego zanieczyszczenia atmosfery oraz gleby – co też prędzej czy później, fatalnie odbija się na naszym zdrowiu, jak i ogólnie komforcie życia – jaką atrakcją jest piknik wśród rozkładających się odpadków, lub niedzielny spacer w parku z maseczkami na twarzach – gdyż stężenie zanieczyszczeń w atmosferze uniemożliwia normalne oddychanie. Staje się to już rzeczywistością w niektórych miastach.

Pisząc dosadniej, nie srajmy do własnego gniazdka – szczególnie, że robi się w nim coraz ciaśniej…